Witajcie w kolejnym poście!
Dziś… ha! Pochwalę się Wam czymś. Nigdy bym się tego
nie spodziewał, że stanę się właścicielem…, ale od początku.
Pamiętacie pewnie historię rolnika z ostatniego wpisu.
Opiekowałem się jego psem - Azorem. Świetny zwierzak, bardzo oddany. Nie
powiem, niechętnie oddawałem go właścicielowi. Azor wypełniał mi wolny czas,
zmuszał do spaceru, do zaczerpnięcia świeżego powietrza. Chętniej wracałem na
probostwo, bo nikt mnie tak radośnie nigdy nie witał jak Azor. Tak na
marginesie, nigdy tak bardzo nie naraziłem się żadnemu proboszczowi. Pan
Zygmunt wrócił już do sił i jest w domu. Bardzo ucieszył się na widok swojego
czworonoga. Mają tylko siebie.
To właśnie z nim związana jest wielka przygoda, która rozpoczyna się w moim życiu. Pan Zygmunt był (stosunkowo jeszcze do niedawna) zapalonym harleyowcem. Od paru lat ze względu na stan zdrowia nie jest w stanie uczestniczyć w rajdach. A więc stwierdził, że w ramach wdzięczności odda swój motor w moje ręce. Jak powiedział: „po co ma stać w garażu i się kurzyć, skoro ktoś może mieć z niego pożytek?”. Parodia jest w tym taka, że nie mam uprawnień na jazdę motorem. Jakieś tam pojęcie mam. Gdy byłem nastolatkiem miałem skuterek, ale wiecie to były inne czasy 😅 Dobra do tego mogłem się nie przyznawać.
Maszyna stoi przed probostwem, podziwiam ją z mojego okna. Buzia mi się sama śmieje. Już tylko czekam na ciekawe komentarze i przeszywający wzrok parafian. Ludzie muszą o czymś gadać, żeby później móc się z tego spowiadać. Ale ja nie o tym. Prezent naprawdę mnie cieszy. Oczywiście nie oczekiwałem w zamian udzielonej pomocy żadnego podarunku, może jedynie spędzenia paru chwil przy smacznej kawie. Mój harley o czarno-lśniącym lakierze. Piękny, dostojny, po prostu cud miód. Kusił mnie żebym wsiadł i wypróbował. Stwierdziłem, że muszę zapisać się na kurs i jak najszybciej zrobić kategorię A. Chciałem w ten sposób chyba wyciszyć sumienie i to co stało się potem. Jak się pewnie domyślacie, uległem pokusie, wsiadłem na motocykl, aby tylko odpalić i posłuchać silnika. Jednakże, kiedy już usłyszałem tą piękną melodię no to poszłooo. Jazda troszeczkę różniła się od tej moim skuterkiem. Poczułem się wolny, odprężony. Byłem tylko ja i mój harley. Jak dotąd myślałem, że zawsze i wszędzie potrzebuję towarzystwa, w tamtym momencie było mi naprawdę dobrze samemu. Wyciszyłem się, zastanowiłem, paradoksalnie zatrzymałem. Zdałem sobie sprawę, że wiecznie za czymś gonie, wymyślam sobie prace, aby właśnie… nie myśleć. Przenosząc się w to urokliwe miejsce, zacząłem odkrywać siebie. Uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Jestem już tu ponad pół roku i jeszcze nigdy nie czułem się tak spokojny. Mogę chyba powiedzieć, że Hiszpania nieźle dała mi w kość. Potrzebowałem tej parafii chyba bardziej niż ona mnie.
A na sam
koniec w ramach podsumowania. Ulegając pokusie, jazda na motorze bez uprawnień,
ukazuje to, że kimkolwiek bym nie był i jakiegokolwiek stanowiska nie pełnił –
jestem tylko i aż człowiekiem. I jako człowiek z silną wiarą też mam chwilę
zawahania, też czasem jestem zagubiony i szukam odpowiedzi na pytania krążące w
mojej głowie. To nie tak, że wiem wszystko. Wiem sporo, ale nie wszystko.
Dziękuję Drogi Czytelniku za przeczytanie kolejnego
posta. To już trzeci. Idę jak burza 😁
Que Dios Te bendiga 🙏
Bibliografia
zdjęć
Fot.1 https://www.zdjecia-motocylki.pl/motor-harley-cruiser-lakier-rod-night-davidson-czarny.html
Komentarze
Prześlij komentarz